Posted on Leave a comment

Co z FSO?

Co dalej z FSO?

Co dalej z FSO?

Wiemy, że papierowe samochody z radością sklejają i dzieci i rodzice. Dlatego dziś przychodzimy do Was z wyjątkowym wpisem o historii FSO. Nie tylko dla najmłodszych.

Z artykuły dowiesz się: 

  • Jakie samochody produkowano w FSO?
  • Licencja na produkcję Fiatów w zamian za węgiel brunatny – prawda, czy fałsz? 
  • Co Akwarium ma wspólnego z Polonezem?
  • Który samochód był ostatnim autem produkowanym w FSO?
  • Czy FSO istnieje? Co dalej z FSO?

Historia FSO

Po II Wojnie Światowej postanowiono utworzyć w Warszawie fabrykę samochodów osobowych. Rozpoczęto budowę hal na Żeraniu (Praga Północ) i negocjacje z Fiatem od którego mieliśmy otrzymać licencję na produkcję Fiata 1400. Polska miała zapłacić w barterze – węgiel brunatny w zamian za licencję. Z powodów politycznych umowa nie doszła do skutku.

Pierwszy samochód w FSO

W 1950 roku podpisano radzicko-polską umowę. Na jej mocy otrzymaliśmy wsparcie w uruchomieniu produkcji i licencję na produkowanie samochodu M-20 Pobieda.

W 1951 roku rozeszła się wiadomość o pierwszym wyprodukowanym samochodzie Warszawa M-20. Co ciekawe, ze względu na opóźnienia, auto zmontowano w ZSRR. Na Żeraniu dodano jedynie znaczki FSO. 

 FSO Syrena sport

Kolejnym modelem produkowanym w FSO była Syrena. Oprócz standardowych wersji stworzony kilka prototypów. Jednym z nich była FSO Syrena Sport, czyli prototyp polskiego samochodu sportowego. 

FSO Fiat 125p

miał być następcą Warszawy. Szukając nowego modelu FSO negocjowało z Fiatem i Renault, jednak druga marka okazała się za droga.

FSO Polonez

To jeden z najbardziej znanych polskich samochodów. Nowoczesny następca Fiata 125p produkowany był w kilku wersjach.

  • Polonez Borewicz – (1978-1986) – pierwsza wersja Poloneza, potoczną nazwę zawdzięcza serialowi 07 Zgłoś się (główny bohater poruszał się Polonezem)
  • Polonez Akwarium – wersja z 1987 roku. Swoją nazwę zawdzięcza małym oknom, które pojawiły się w tej wersji (miały poprawić widoczność). 
  • Polonez Caro 

FSO Daewoo 

W połowie lat 90′ FSO podpisało umowę z Daewoo. Już w 1996 roku z linii produkcyjnej zjechały pierwsze Daewoo Tico. 

Ostatni samochód produkowany w FSO

to Chevrolet Aveo. Ostatni z linii produkcyjnej zjechał w 2008 roku. 

Co dalej z FSO?

FSO istnieje nadal – zarządza terenami fabrycznymi. Wynajmuje dawne budynki fabryki. W jednym z nich znajdziecie Muzeum Skarb Narodu (muzeum motoryzacji). 

Nie wiemy jak potoczą się losy Warszawskiej Fabryki Samochodów Osobowych FSO. Chcemy jednak, by pamięć o motoryzacyjnych klasykach PRL pozostała z nami na długo. Między innymi stąd pomysł na nasze kartonowe modele samochodów do wydruku i sklejenia.

Klasyki PRL kartonowe modele

Jeśli tak jak my lubisz polskie klasyki motoryzacji zajrzyj do naszego sklepu. Modele pdf trafią do Was chwilę po zakupie. 

Model Polonez Borewicz 

Model Polonez Akwarium

Model Fiat 125p z przyczepą 

Model Fiat 125p w wersji kombi

Model Fiat 126p 

Model Żuk 

Źródła: 

Narodowe Archiwum Cyfrowe

wikipedia.pl

Posted on Leave a comment

MODELOWA EDUKACJA DOMOWA

Modelowa edukacja domowa, czyli czego uczy składanie papierowych modeli?

Na projekt Było sobie miasto trafiłam przy okazji. To moje ulubione określenie od chwili, gdy zaczęłam z moim synami edukację domową. Uczymy się liczyć przy okazji nakrywania do stołu. Uczymy się czytać przy okazji zakupów, itp., itd. Kiedy więc zobaczyłam modele przyczepy kempingowej i domków letniskowych Brda i Diogenes z okresu PRLu od razu pomyślałam, że będzie to jeden z naszych „przyokazyjnych” projektów. Tym bardziej, że tematyka oscylowała wokół odpoczynku, więc na czasie, bo właśnie trwają wakacje.

Uprzedzając pytania – w edukacji domowej nie uczymy się tylko od 8.00 do 15.00, od poniedziałku do piątku i od września do czerwca. Nauka jest integralną część naszego życia, a wiedza po to, by korzystać z niej na co dzień. Staramy się więc, by nauka jak najczęściej była zabawą. Wtedy smakuje najlepiej.

Chłopcy podchwycili mój wybór i kilka dni później siedzieliśmy razem przy stole wycinając nasze makiety. Wcześniej zadbałam o wydruk wszystkich modeli (dostępne są w postaci plików). Trochę obawiałam się, czy drukarka da sobie radę z kartkami z bloku technicznego, bo nigdy na nich nie drukowałam. Okazało się, że nie było powodu do niepokoju. Wydruki wyszły super.

Wspólny czas spędzony na cięciu też był super. Chłopcy podzielili się pracą zgodnie ze swoimi umiejętnościami – młodsi dostali duże elementy, a starsi te mniejsze, wymagające większej precyzji. Z klejeniem poszło już gorzej, bo nikt się do niego nie kwapił, ale zmienili zdanie, gdy płaskie elementy zaczęły zmieniać się w bryły.

I pewnie na części manualnej można by zakończyć zabawę modelami. Ale pozostałby mi niedosyt, bo projekt nie miałby swojego „przy okazji”. Co więc było dalej (a właściwie w międzyczasie)?

Pierwsze przy okazji – rozmowy o skali. Dla jednych powtórka, dla drugich nowinka. Każdy coś z takiej rozmowy wyniósł.

Drugie przy okazji – liczenie w jakiej skali zostały przygotowane modele i ile cm powinien mieć tato, gdyby przygotować w tej samej skali jego plastelinową wersję.

Trzecie przy okazji – powrót do przeszłości, czyli krótka lekcja historii. Tym razem tropiliśmy architekturę okresu PRLu. Na początku tylko na zdjęciach, ale później okazało się, że sporo także widzieli „na żywo”.

Czwarte przy okazji – trochę nauki o języku, bo jednym z elementów zestawu był kanister (a nie karnister jak mówią niektórzy). Wspomnieliśmy więc o kalkach językowych (w tym wypadku słowo pochodzi z języka niemieckiego) i ich poprawności. Żeby nie było za dużo, to skupiłam się tylko na jednym przykładzie – angielskim „How can I help you”. Tłumaczone w sposób dosłowny wypiera z języka polskiego pytanie „W czym mogę Ci pomóc”.

I po realizacji naszego wakacyjnego projektu pozostała miłość do domku Diogenes.

Moim synom zamarzyły się wakacje w takiej kosmicznej tubie. I chociaż czytaliśmy informacje, że prototyp został zaprezentowany w 1967 roku, a producent określał trwałość konstrukcji na ok. 20 lat, to te informacje ich nie zniechęciły. Wypytują teraz dziadków i starsze ciocie czy kiedyś w takich domkach nocowali i gdzie można jeszcze je znaleźć, bo oni koniecznie muszą w nim spędzić noc. Chętnie bym im zorganizowała taki wyjazd, żeby mogli poczuć historię. Wtedy przy okazji byłaby też geografia. Na razie muszą zadowolić się zdjęciami z internetu. Ale jeżeli ktoś wie, gdzie można takie domki chociaż zobaczyć, to będę wdzięczna za informacje.

Monika Buchaniewicz propagatorka edukacji domowej i twórca bloga https://mojaedukacjadomowa.pl